Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/333

Ta strona została skorygowana.
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 



Hej! kelner! koniaku! tylko dużym kieliszkiem... a prędzej, śpiesz się, niezdaro!
I rzucił na stół czapkę, nie uważając na szerokie strugi piwa i tłustych sosów, pokrywające zniszczony blat stołu.
Usiadł pod kasztanem, tuż naprzeciwko błękitnej lampy, w której migotał jaskrawy płomień gazu — widocznem było, że miał ciężkie zmartwienie ten biedny chłopak, gdyż głos jego drżał, domagając się swego „dużego kieliszka koniaku“, a na wynędzniałej twarzy osiadła chmura jakiejś wewnętrznej zgryzoty. Był to człowiek jeszcze młody, ale przyciśnięty brzemieniem niedoli; rysy twarzy regularne, posągowe prawie łamały się liniami smutku i miały w sobie coś z zagięć starej i zniszczonej książki, na której wielu ludzi uczyło się czytać. Wysmukła postać, zgięta i pochylona, z wązką klatką piersiową, nikła w fałdach zielonawego surduta, zbyt obszernego na wychudłe