Tak jest, niestety! „Ona“, ta doskonałość form, ten najpiękniejszy kwiat, to promienne zjawisko, niepowściągnioną namiętnością lub chorobliwą fantazją obala najsilniejsze zapory, łamie zuchwale przysięgi i z dziwną lekkomyślnością naraża życie i honor drugich. Co do honoru, ona ma dziwne pojęcie. Gdy mężczyzna potrzebuje szanować istotę, której swą przyszłość powierza, lub z którą choćby chwilowo serdecznie się łączy, „ona“ wyklucza potrzebę szacunku. Dla niej ideałem może być nawet kryminalista, — w szale miłości nie uważa na nieskażoność honoru wybranego. Jednej rzeczy nie daruje nigdy, to jest... śmieszności.
Znałam jedną „onę“, która ginęła z miłości za człowiekiem, nienależącym do swej sfery. Rodzice stawiali zapory połączeniu się dwojga kochanków, „ona“ mdlała i chodziła z twarzą spuchniętą od płaczu. Po kątach szeptano już o wykradzeniu, tajemnym ślubie i różnych innych środkach, używanych zwykle w romansidłach angielskich, gdy nagła nastąpiła w uczuciach panny zmiana. On przyszedł na schadzkę w krawacie szafirowym w białe grochy! Nie — stanowczo, był tak śmiesznym w tym dziwacznym krawacie, że o małżeństwie mowy być nie mogło. „Ona“ przestała zupełnie marzyć o zaślubieniu współwłaściciela wielce zresztą obiecującej firmy, a ro-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/34
Ta strona została skorygowana.