Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

— Pan zechce zapłacić! już późno, goście się porozchodzili, gaz będziemy gasić.
Tak, trzeba zapłacić. Ale on pieniędzy nie ma. Wszystkie wydał „dla niej“. Dokoła pustka, estrada nawet opróżniona z muzykantów. Przecież trzeba zapłacić, bo kelner stoi tuż przy nim i domaga się pieniędzy. Machinalnym ruchem wsuwa rękę do kieszeni i natrafia na safjanowe pudełko. Wyjmuje drżącą ręką błyszczące cacko i rzuca je na stół, pomiędzy strugi rozlanego koniaku.
— Nie mam pieniędzy, weźcie to jako zapłatę... — mówi przerywanym głosem — tylko dajcie mi to... co piła moja matula, gdy chciała zapomnieć o swem zmartwieniu... Dajcie mi coś mocnego... abym się napił i zasnął, zasnął twardo i zapomniał o tem, żem cierpiał... „dla niej“.


⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ 
⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄ ⧄