cynicznych i wyuzdanych słów, dziwacznych opowieści, bluźnierstw, przysiąg miłosnych, lub namiętnych, dyszących zemstą wyrazów.
Na wszystko stara się znaleźć odpowiedź, śledząc z uwagą twarze tych kobiet, szczęśliwa, jeśli przez zezwierzęconą maskę przebije się jakiś błysk rozsądku, jeśli jej słowa choć w setnej części pojęte zostaną.
Słońce błyskało coraz wspanialszym blaskiem. Purpurowe, wspaniałe, jak wielkie czerwone oko wyzierało z poza purpurą obwiedzionych lekkich chmurek.
Jedna z obłąkanych podniosła rękę w kierunku słońca, wołając:
— To Bóg!
Inne poszły za jej przykładem Bezmyślnie powtarzały wielkie słowo, nie pojmując, a raczej zapomniawszy jego znaczenia.
Dziewczyna, siedząca na ziemi obok siostry Kaliksty, powtarzała ciągle:
— Czy Henryk powrócił?
Siostra Kaliksta powstała i zbliżyła się do obłąkanych, które słońce Bogiem mieniły.
— To nie Bóg — wyrzekła powoli, — to słońce; ale Bóg je stworzył.
Zagłuszył ją krzyk warjatek. Protestowały wszystkie, machając rękami; jedna tylko zbliżyła
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/354
Ta strona została skorygowana.