Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/362

Ta strona została skorygowana.

lampy, a wielkie skrzydła czepca rzucały cień na jej twarz pobladłą.
Tyle już nocy czuwa ciągle przy łóżkach chorych, tyle czół rozpalonych chłodzą jej delikatne ręce pośród nocnej ciszy! Od lat dziesięciu staje tak co noc prawie u wezgłowia chorego i słucha jęków i skarg, do których przywyknąć, ani zobojętnieć na nie nie mogła.
Każdy jęk znajduje oddźwięk w jej sercu — i to współczucie sił jej dodaje, sen spędza z powiek..
Ona nie mogłaby zasnąć jak ten dozorca wobec tak ciężkiego cierpienia, jakie nęka wprawdzie obcego, ale bliskiego swem nieszczęściem chorego.
Nigdy jej przez głowę nie przemknęła obawa przed zarazą jakiejś złośliwej choroby. Jeśli przedsięwzięła nieraz środki ostrożności, to tylko ze względu na innych chorych, którym mogłaby zarazy udzielić.
Ona sama szła w bój ze śmiercią odważnie, stając nad krawędzią przepaści bez trwogi.
Jej hasło — miłość bliźniego.
Jej modlitwa — poświęcenie bez granic.
Jej pacierze — dobre uczynki!
I teraz tak czuwając w ciszy nocnej, przebiega myślą całe swe życie.
Dziewczynką już czuwała nad chorymi, naj-