szczęśliwsza, gdy dozwolono jej podawać lekarstwa lub zmieniać okłady.
Rozwinęła się jak kwiat, nie pragnąc innej miłości, jak miłości dla nieszczęśliwych.
Była to kobieta wyjątkowa, tak zwana „bez temperamentu“ — ale i dla takich miejsce musi być na świecie.
Ich miejsce jest przy łożu konającego.
Dnie i noce całe stała na tym posterunku jak dobry żołnierz, walczący w obronie kraju.
Żołnierzowi nie pozwala zejść z posterunku zakaz władzy wyższej i obawa przed karą — siostrę Kalikstę wstrzymywała tam miłość bliźniego.
Nie znała muzyki balowej, nie słyszała nigdy hiszpańskiej serenady, ale umiała rozróżnić przedśmiertne chrapanie od ciężkiego oddechu przesilonej choroby.
Jaskrawe światło gazowe nie raziło nigdy jej oczu, ale zato żółty blask gromnicy płonął często rozniecony przez nią, a blade światło nocnej lampki gasło zdmuchnięte jej blademi usty, gdy świt już przez okna słał swe szare blaski.
Jedna jej ręka ma wielki palec skrzywiony i unieruchomiony.
Czuwając pewnej nocy przy silnie obłąkanej kobiecie, starała się nie dozwolić, aby ta nieszczęśliwa w przystępie nagłej furji pogryzła swoje ręce. Obłąkana porwała rękę siostry Kaliksty
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/363
Ta strona została skorygowana.