i ugryzła ją tak mocno w palec, że złamała kość.
Siostra Kaliksta nie użyła przecież brutalnej przewagi nad chorą. Mogła była ją uderzyć i bronić się siłą, — ale siostra Kaliksta wolała znieść to cierpienie, niż podnieść rękę na nieszczęśliwą a bezprzytomną istotę.
Dlatego też siostra Kaliksta z pewnego rodzaju radością przebiega myślą swe życie.
Nigdy nie zboczyła z wytkniętej sobie drogi.
Kochała ludzi — i to bez wyboru!
Kochała wszystkich tych, którzy cierpieli; im większe było ich cierpienie, tem byli jej sercu bliżsi.
Chory poruszył się niespokojnie.
Widocznie gorączka wzmagała się z coraz większą gwałtownością.
Oczy otworzył szeroko i znów zaczął niespokojnie wodzić niemi dokoła.
— Spalę się! — jęczał przyciszonym głosem — zmieniłem się w piec gorący... chleb się we mnie piecze! Chleb dla mnie... dla moich dzieci!
Podniósł się nagle i usiadł na łóżku, wołając coraz głośniej:
— Niestety!... nie starczy!... inni zabierają!... ha! łotry! dajcie i mnie choć okruszynę!... Wszak to z mego serca chleb zrobiony!... z mej krwi!... z mego potu!... z ciężkiej pracy mojej!...
Obejrzał się dokoła i zamilknął na chwilę.
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/364
Ta strona została skorygowana.