Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/365

Ta strona została skorygowana.

Siostra Kaliksta podeszła do posługacza, aby go obudzić.
Nadchodziła chwila, gdy należało ciało chorego wytrzeć letnią wodą, a wreszcie czuła, że, zwyczajem tyfusem dotkniętych ludzi, ten człowiek stanie się coraz gwałtownieszym i będzie usiłował powstać z łóżka.
Ale stary Jan spał bardzo twardo.
Miał tę jednę wielką wadę, że gdy zasnął, nic go rozbudzić nie mogło.
Siostra Kaliksta pochyliła się nad śpiącym i usiłowała wszelkiemi sposobami przerwać mu sen prawdziwie kamienny. Ale trud jej był bezskuteczny. Jan chrapał ciągle, odtrącając od siebie zakonnicę.
Chory tymczasem rozpoczął znów swoje majaczenie.
I ciągle powracał do tego chleba, który powstał z jego potu, a innym za pożywienie służył.
Dla niego nie było nawet okruszyny.
I nie musiało jej być rzeczywiście, skoro nawpół umarłego z głodu i osłabienia podniesiono wśród szumiącej zieleni miejskiego ogrodu.
— Precz, kruki!... nie szarpcie mnie tak strasznie!... och!... gdy mi ręce pokrwawicie, czem pracować będę?... Nikt nie da jałmużny!.. i roboty nie da... Tylko chleb ten piec muszę, tak że aż łuna bije!...