Jeśli sobie wyobraża, że kocha się w swym mężu, głos jej zniża się cokolwiek i brzmi głośniej przy obietnicy owej „wiary, miłości i posłuszeństwa“ aż do śmierci.
Czasem przy „posłuszeństwie“ „ona“ połyka ślinę, lub udaje z wielką przebiegłością kaszel dlatego, aby opuścić ten przykry wyraz, którego zastosować w życiu nie ma ochoty. Nie rozumie całej odpowiedzialności, jaką przyjmuje na siebie w tej chwili; nie wie, ile walk ze swemi nerwami, namiętnością wrodzoną, fantazją i skłonnością do bezustannej miłości staczać się zobowiązuje.
Wśród wysokich murów świątyni, w tej atmosferze wilgotnej, przesiąkłej zapachem płonącego wosku, w tych dźwiękach Veni creator, płynących pod ciemne łuki sklepienia — „ona“ stoi pozornie wzruszona; nieposzlakowana elegancją swej ślubnej tualety, wiążącą się na całe życie z nieznanym sobie człowiekiem, obowiązująca się przed Bogiem i ludźmi do najcięższych obowiązków, których łamać nie wolno bezkarnie, obiecująca to, czego dotrzymać często nie może, a czasem nie chce
I oto „ona“ staje na straży domowego ogniska, odpowiedzialna za przyszłość swych dzieci; w sukni białego anioła wchodzi w próg domu, nad którego dachem widnieje napis, godny potępieńców
„Lasciate ogni speranza voi che v’entrate“.
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/37
Ta strona została skorygowana.