kniejszego, coś bardziej uroczego, jak ta tęsknota kobieca, to dążenie dziewczęcia do swego przeznaczenia, to rwanie się ćmy do światła, w którem choćby spłonąć miała, a przecież dąży doń, śpieszy naoślep — bo tak być musi! tak sądzono!
I dziewczątko marzy, płacze wśród szarej godziny, wpatruje się w gwiazdki i całuje kwiaty...
Śmieszne to, a przecież tak piękne! tak czyste!
Z całego szeregu dziewczątek, szepczących w kącikach lub w cieniach drzew o miłości, Malcia najpierwsza zrozumiała istotne tego słowa znaczenie.
Był to fakt ważny, doniosły.
Pensja cała wzburzyła się w sposób niezwykły.
Przypatrywano się Malci z podziwem, z szacunkiem prawie, otaczano ją podczas rekreacji i starano się badać, co myśli, co czuje. Pytano, czy jej serce nie urosło i dziwiono się, że powoli mizernieje. Według nich, miłość powinna nadawać cerze kolor prześcieradła, a całej postaci pozór złamanej brzozy. Malcia uczuła się wprędce bohaterką dnia. Zaczęła odgrywać swą rolę stosownie do okoliczności.
Nie jadła podwieczorku i drugiego śniadania, a pokryjomu zapychała się figami i chlebem świętojańskim. Udawała, ża szuka samotności i wznosiła często oczy ku niebu. W nocy wzdychała ciężko, a nawet nosiła się z myślą zemdlenia kiedy-
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/377
Ta strona została skorygowana.