Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

A przecież ona nie wyrzeka się tej nadziei, i jeśli w mężu lub dzieciach nie znajdzie zadowolenia wiekuistej potrzeby miłości, idzie jej szukać poza domem, wlokąc za sobą nazwisko, które razem z wieńcem ślubnym włożono na jej głowę, szarpiąc w szmaty swą przysięgę wierności, oszalała, bezprzytomna, ginąc często w błotnistej przepaści, ściągana coraz niżej i niżej w pogoni za uczuciem serdecznem.
Są „one“, przeznaczone na zatratę, jak ćmy ginące w płomieniach; te „one“ są zwykle najweselsze, pomimo przeświadczenia o swem przeznaczeniu. Walcując, spadają w otchłań, a po nich zostaje pamięć jakiegoś przelotnego zjawiska. Czasem, spadając, pociągają za sobą całą rodzinę, ale mimo to nie zatrzymują się nad brzegiem mogiły. Fatalité, rien de plus!
„Ona“ czasem dla najdziwniejszych powodów idzie do ołtarza. Jedna z moich przyjaciółek wyszła za mąż w siedemnastym roku życia jedynie dla picia czarnej kawy i czytania Paul de Kock’a.
Tydzień miodowy przepędziła głównie na pochłanianiu niezliczonej ilości kawy i czytaniu rozrzewniającego romansu pod tytułem: „Żona, mąż i kochanek.“
Gdy zrozumiała wreszcie smak kawy i romansów Kock’a, żałowała bardzo, że została mę-