Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/403

Ta strona została skorygowana.

Nie! — po tysiąc razy nie!
Pomijam tu kobiety kokietki, które nawet w czasie choroby mają pod poduszką lusterko i puszkę z pudrem, — te kobiety rzeczywiście widzą w lekarzu mężczyznę i nawet w cierpieniu nie zapominają o zalotności swojej.
Nie musi jednak być wielkie to cierpienie — i takie chore najlepiejby zrobiły, lecząc się fiołkami, w cukrze smażonemi; kobieta jednak prawdziwie chora, kobieta w całem słowa tego znaczeniu, to jest nie kokietka, inteligentna, uczciwa i rozsądnie pojmująca granice wstydu, z całem zaufaniem spowiada się przed lekarzem. Mężczyzna dla niej wtedy nie istnieje, jest to istota bezpłciowa, która winna wiedzieć wszystko, aby ulgę przynieść mogła.
Wierz mi — na szczęście, tego rodzaju kobiet jest liczba przeważna i te w ręce kobiety życia swego nie powierzą. W dziale tego rodzaju cierpień praktyka gra olbrzymią rolę — praktyka ogólna, nie specjalna — i to wiecznie kobiety wstrzymywać będzie. Mężczyzna wreszcie — czy słusznie, czy niesłusznie — posiada większe zaufanie, powierza mu się tajemnicę, licząc na jego honor; daruj mi! w kobiecie widzi się zawsze małą plotkarkę. No! co chcesz! to już nasza wina! Dlaczego lubimy plotki?