i rozbudziła, wprawdzie zbyt wcześnie, całą duszę tej drobnej istotki. Każdą powierzoną sobie robotę wypełniała z wielkim pośpiechem, pragnąc czemprędzej stanąć u kołyski i czuwać nad siostrzyczką. Nie wychodziła więcej na smutny i ponury dziedziniec, nie spoglądała z zazdrością na czarne wieka trumienek; cały jej świat zamknął się w obrębie małej izdebki, w której rozlegał się od czasu do czasu przenikliwy płacz dziecka. Pośród klątw praczek i szumu zlewanych mydlin dźwięczała smutna Helenki piosenka, którą ona siostrzyczkę do snu kołysała:
O gwiazdeczko, coś błyszczała,
Gdym ja ujrzał świat...
nuciła bosa dziewczynka drżącym i niepewnym głosem. Piosenkę tę zasłyszała na dziedzińcu, gdy ślepa kobieta przyszła śpiewać celem uzyskania jałmużny.
Helenka nauczyła się dwóch zwrotek i śpiewała je teraz, schylona nad śpiącą siostrzyczką:
O gwiazdeczko moja mała
Wiodłaś ty mnie źle!
Jakaś serdeczna tkliwość drżała w tej prostej skardze dziewczęcia.
Śpiące dziecko nie rozumiało słów, które brzęczały koło kołyski jak roje skrzydlatych owadów i wzbijały się pod wilgocią zasnuty sufit iz-