kiedyś taką samą białą sukienkę i zielone liście na głowie, a włosy złote i długie, och! długie aż do ziemi. Potem marzyła o pięknej karecie ze szklaną szybą, w której jej siostra przejeżdżałaby ulice miasta, niby jaka dama, a ludzie stawaliby na chodnikach i patrzyli z podziwem na tyle świetności.
Ona sama nie brała nigdy udziału w tych wyrojonych przygodach; występowała na scenę tylko wtedy, gdy potrzeba było zmienić suknię atłasową na jedwabną, lub zasznurować trzewiki. Siostra jej była tak bogatą jak ta pani hrabina, mieszkająca na pierwszem piętrze, i potrzebowała ciągłej usługi. Otóż ona, Helenka, miała zająć się tą usługą i pilnować, aby jej pani nie brakło ptasiego mleka.
Godziny całe upływały na tem rojeniu, wysnuwanem z nieprzebranego bogactwa miłości, nagromadzonej w sercu dziewczęcia. Gdy rodzice szli na zwykłą hulankę niedzielną, Helenka uszczęśliwiona zamykała drzwi i śpieszyła do dziecka, leżącego zwykle w kołysce i przykrytego mnóstwem podartych chustek i szmat. Porządkowała jak mogła owo nakrycie i zajmowała się przyrządzaniem jadła w małym, na ten cel przeznaczonym garnuszku.
Gdy dziecko się niecierpliwiło, uspokajała je, przemawiając do niego pieszczotliwie i obiecując
Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/75
Ta strona została skorygowana.