Strona:Gabriela Zapolska - One.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

Dobry anioł w postaci pięknej i strojnej damy dał jej możność ujawnienia uczucia, jakie w swem sercu nosi.
W promieniach wiosennego słońca razem z blaskiem i wonią zasłyszała ona pierwsze dobre słowo, ujrzała przyjazny uśmiech i doznała tem samem wielkiej, głębokiej radości. Dzień ten wiosenny przyniósł jej szczęście i ukojenie wielkie. Biedne jej serduszko drży jeszcze od nadmiaru uczucia, a zabrudzona ręka przyciska do piersi drobną, świecącą monetę. Ponad nią słońce leje strugi złotego światła, które, biegnąc wzdłuż dachów, czepiają się ram otwartych okien, balustrad balkonów i spadają szumiącym potokiem na trotuary i bruk uliczny. Po lewej stronie rozciąga się plac, skąpany cały w słonecznych blaskach, żółty, lśniący jak tarcza rycerza. Dokoła stoją rzędy kamienic, białe lub szare, mieniące się od różnokolorowych blasków, bijących z szyb i wytryskających nakształt świec olbrzymich. Była to iluminacja, urządzona w dzień biały, w południe, z bezczelnością przyrody, świadomej o swej potędze. Słońce oświecało, ale nie paliło, i dlatego rozpościerało się swobodnie, wsuwając swe promienie nawet za kołnierze paltotów i pod dolmany przechodzących kobiet. Była to rozrzutność bogacza, wiedzącego, że na jutro starczy mu tych