wśród wieczornego zmroku wyszeptane w małżeńskiej komnacie...
O! żal mi cię, „zwolenniczko racjonalnej emancypacji”, że się tego czaru wyrzekasz, a natomiast masz styl tak ostry, zjadliwy, kłujący!... Nazywasz mnie... bezwzględną wielbicielką mężczyzn...
Avocat!... passons au déluge!
Drugi liścik, maluchny, niewprawną rączką kreślony, zdradza świeżo zbiegłą z pensji dziewczynkę. Panienko! marzy ci się o laurach doktorskich; piszesz: „nie wyjdę nigdy za mąż”... poczekaj jeszcze lat kilka... „On”, ten twój, jest, może nawet niedaleko. Gdy odejdziesz od ołtarza, lub przy kołysce twego pierwszego dziecka pomówimy o tym uniwersytecie i „chorobach zarówno męskich, jak i kobiecych”, które leczyć pragnęłaś. Tymczasem, kształć się, kształć ciągle, umiej tyle, ażebyś mogła wychowywać sama córki twoje bez pomocy „Przedpiekla”; jeśli możesz, przyswój sobie jakąś użyteczną gałąź pracy lub przemysłu, aby mąż twój miał w tobie użyteczną pomocnicę, nie lalkę bezmyślną, a wierz mi, w ten sposób odpowiesz doskonale zadaniu swemu na świecie. Jeśli „on” się nie zjawi i będziesz musiała sama iść dalej przez życie, staraj się poświęcić dla drugich, ukochaj biednych i słabych, nie skarż się na swą smutną dolę, i choć powiedziano, że „kobieta bez męża jest tylko... odłamkiem kobiety”, noś twe „wdowieństwo bez męża” z godnością wielką, a nikt szydzić z ciebie się nie ośmieli.
Daruj, że odpowiedź moja na twój liścik krótka, ale dzieckiem jeszcze jesteś, dzieckiem niedoświadczonem, któremu słowo „emancypacja” w fałszywy się przedstawia sposób. Życie da ci dłuższą, bardziej wyczerpującą odpowiedź.
Strona:Gabriela Zapolska - Paniom emancypantkom.djvu/4
Ta strona została uwierzytelniona.