Strona:Gabriela Zapolska - Paniom emancypantkom.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmuszasz mnie, pani, więc ci odpowiem. W tej chwili słowo schocking wykreśl ze swego słownika, nie gorsz się!... vous l’avez voulu vous-même!
Czy pani wiesz, że są sytuacje kobiet zamężnych, w których one nie mogą bez narażenia tak siebie, jak i spodziewanego dziecka, zbliżać się do łoża kobiet, chorych na pewne gorączki... Nie wiesz pani o tem? Nic dziwnego! Ty nie wiesz jeszcze wielu rzeczy, które ja przecież dobrze zgłębiłam, zanim sąd swój, sąd bezwzględny, pod publiczną opinję podałam.
Ty się domagasz „równości” — chcesz, aby kobieta została „człowiekiem”. Ależ, na Boga, po cóż tyle krzyku!... Wszak w obecnym czasie tylko od woli każdej kobiety zależy być tym „człowiekiem”, i serce, duszę, pojęcia, rozum ukształtować według swej woli. Mrówcza praca kobiet — ta prawdziwa praca — całemi siatkami opanowała świat cały, czyniąc niejako podstawę do pracy męskiej, podstawę trwałą, bo w miłości i poświęceniu składaną. Gdzież więc ta krzywda tak straszna? Prawda, że jeszcze dużo wydziałów pracy lżejszej, stosownej dla nas, znajduje się w rękach mężczyzn — i o te ustępstwa wielkim głosem dopominać się należy; lecz kobieta dziś wywalczyła sobie tak piękne i zaszczytne miejsce w społeczeństwie, że o krzywdzie mowy nawet być nie może. Piszesz pani: „Wiem, że kobieta nietylko pracować potrafi w ciszy i w cieniu, ale i w słowie i w rozgłosie.” O! cień ten kobiety, to jasność najwyższa! Dla równowagi muszą być światła i cienie... Cień ten z porządku rzeczy nam się przynależy. A przecież, ileż tam jasności, ile szczęścia w takiej ciszy!... Nie — pani!... nie! — pozostaw nam cień nasz, boć w nim czerpie mężczyzna swe promienie, gdy światło jego gaśnie. Gdy razem z nim