które już lekko różowiło się na skraju widnokręgu — wyszeptała.
— Panno Najświętsza!… Ochfiaruję Ci te mizerye na chwałę twoją — Amen!…
∗ ∗
∗ |
Pierwszego dnia nieobecności żony, Jacenty przyniósł dzieciom kiełbasy, bułek i piwa. Wypiwszy butelkę na dwie, obie dziewczyny upiły się i nataczawszy się po dziedzińcu, zasnęły wreszcie, opierając głowy o skrzynkę od śmieci.
Jacenty klnąc, zaniósł je do izby i ubrane porzucił na łóżko, a sam poszedł przed bramę wydziwiać i wymyślać na żonę.
Bączkowska stała właśnie przed sklepikiem i słysząc monolog Jacentego, zaczęła mu przyświadczać, mówiąc, że dzieci, mąż i dom to pilniejsze obowiązki dla baby, niż chodzenie po pielgrzymkach.
Bączkowska była jeszcze niczego, jędrna jak rzepa, okrągła i zawsze czysto a szumiasto odziana. Mówiąc, uśmiehała się i zawracała oczami.
Jacenty zauważył, że sklepikarka była jeszcze niczego i zbliżył się, tembardziej, że znalazł w niej chętnego słuchacza.
Rezultatem było zaproszenie Jacentego przez Bączkowską na szklankę piwa i, jakkolwiek nie zaszło nic zdrożnego, jednak już Jacenty nie uczuwał tak bardzo osierocenia i opuszczenia swego.