Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

Ta podbiega ku niej, chwyta ją w objęcia, całuje i przygląda się zmienionej twarzyczce dziewczynki.
— Wańdzia zmizerniała! — mówi, kręcąc głową.
Siennicki ze swej strony chce ucałować siostrzyczkę, lecz ona szybko jak węgorz wyśliznęła się z jego ramion i uciekła „na piąterko.“
— Co się jej stało? — pyta pani Jadwiga.
— Nie wiem!... — odpowiada matka; — strasznie odczuła rozstanie się z tobą... spoważniała, nie chce biegać, ani się bawić, mizernieje... Myślimy oddać ją na pensję...
Wchodzą wszyscy do domu. Zaczyna się wesoła rozmowa, przeplatana śmiechem. Pani Jadwiga, ustrojona w zagranicznego kroju suknie, nabrała wdzięku, powagi.
Pan młody jest coraz bardziej człowiekiem „serjo.“ Zdejmując futro, opowiada, że tęsknił niezmiernie do wsi, do „gospodarstwa,“ i tem estymę papy-teścia zyskuje.
Podają herbatę, obwarzaneczki, masło żółte w kryształowej masielniczce.
— Gdzie Wańdzia?
— Uciekła do swego pokoju.
— Pójdę jej poszukać!
— Pani Jadwiga wstaje szybko i, szeleszcząc jedwabiem podszewek, biegnie na piąterko.


∗                    ∗