— A no! dwunasta zaledwie...
— Ale po kogo?
Zapanowało milczenie. Nastał czas namysłu.
Taki sam, jaki nastaje w chwili, gdy garson w restauracji podaje kartę potraw do wyboru.
Zbożne skupienie ducha.
Bo fakt wielkiej doniosłości. Chodzi o wybór.
I tu milczano.
Wreszcie ozwał się znów leniwy głos z kąta za parawanem:
— Poślij po Staśkę Chodacką, tę z chóru.
— Bene!
— A jakby jej nie było, to niech jej siostra przyjdzie.
— Bene!
I zaraz rozkaz:
— Pieter!
Z portjery wywija się twarz o szklanych oczach.
— Niech Pieter bierze dorożkę i sprowadzi tu Staśkę Chodacką. Pieter wie, na Teatralnej.
— Wiem, jaśnie panie.
Ani drgnął, ani się skrzywił.
— Tylko raz, dwa...
— Dobrze.
— Ma Pieter pieniądze na dorożkę?
— Mam.
— No to dalej! A niech się śpieszy. Jak jej niema, to niech przyjedzie Mania, siostra, ta druga... Zrozumiał Piotr?
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/11
Ta strona została skorygowana.