Sadowski rzuca się, jak szaleniec, na kartę win. Jest Liebfrauenmilch, jakieś bajeczne, trzy razy droższe, niż Roederer. Pal sześć! Skoro Ama lubi. Przynoszą z czcią i szacunkiem. Kelner idzie, jakby niósł urnę z popiołami Napolena. Sadowski rozlewa wino z równem namaszczeniem. Jedna Ama pije ten cud, jak zwyczajną lurę po koronie fifkę. Sadowski, który czekał na jakiś zachwyt, jest trochę zdziwiony. Wreszcie zapytuje:
— Dobre?
Anna uśmiecha się anielsko.
— Dobre.
I zazaz dodaje:
— Wreszcie ja się nie znam.
Sadowski zaczyna żałować, że się zagalopował w restrospektywność i postanawia na drugi raz zbliżyć się z datą Liebfrauenmilchu więcej do teraźniejszości. Zdziwienie jednak wzrasta, gdy Ama (pomimo tego, że się nie zna) natychmiast ostrzega go łagodnie:
— Tutaj są nieuczciwi ludzie w tej restauracji. To wino różni się znacznie od poprzedniego.
I z boskim uśmiechem dodaje:
— Bo nie chcę, aby panu działa się krzywda.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/123
Ta strona została skorygowana.