Śmierć matki i pozostawiona przez nią „realność“ wyzwoliła go z drobnostkowej troski. Lecz realność owa była głównie wartościowa przez place, a te wzrastały w cenę przez „przetrzymywanie“ chytre i uparte. O tem Sadowski wiedział i to głównie przeprowadzić z samym sobą pragnął. Nędzny stan zdrowia, upadek sił, ta jakaś tajemnicza niemoc, która go trawiła, przed którą miał wielki szacunek i trwogę, skłoniła go do sprzedania maleńkiej parcelki.
Uczynił to po wielkich wahaniach i bezsennych nocach. Wreszcie, zdecydowawszy się, doznał jakby wydostania się na jakieś pustkowie, gdzie czekali na niego ukryci po jamach złoczyńcy. Jedna parcela mogła pójść za drugą, powlec się całem pasmem.
A wtedy...
I tu było podłoże owego skurczu, który gdzieś w głębi Sadowskiego odezwał się na myśl owych jedenastu butelek Liebfrauenmilchu, fiakra i rozmaitych innych „nie liczących“ się wydatków, które powodowała w nim rycerskość dla kobiety z twarzą prerafaelistycznej madonny, z głową okrytą białą gazą i z przeszłością słodkiej ofiary, która nawet była bita.
— I gdyby choć co za to... — już tęraz zupełnie wyraźnie przemknęło przez głowę Sadowskiego. Nie odrzucił tej myśli, tak, jak poprzednio.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/127
Ta strona została skorygowana.