— Trzeba więc przetrzymać.
— Tak, trzeba przetrzymać.
Siedzieli na ławce, koło klombu heliotropów, a muzyka, która grała cztery razy dziennie walca z „Wesołej wdówki“, grała znów tego samego walca. Ale oni nie słyszeli. Rozmawiali o placach i trzymali się za ręce. Krzaki jaśminowe kryły ich przed oczami przechodzących. Nagle dał się słyszeć skrzyp wózka. Wieziono paralityka. Sadowski drgnął. Ama słodkie swe oczy utkwiła w niego pytająco.
— Co ci jest?...
— Och! ten wózek...
— Skrzypi nieprzyjemnie.
— To nie wszystko. Ja boję się!
— Ty? przecież to nie warjat...
— Ale... paralityk.
— A ty się boisz... tej choroby?
— Tak.
Mówi cicho, głowę skurczył w ramiona.
Wózek z paralitykiem przejechał.
— Och! ależ to szaleństwo... co znowu?
— To jest moja manja.
Słodko do niego się przygarnęła.
— Rzeczywiście manja. Proszę o tem nie myśleć, ja chcę, ja proszę...
— Ale —
Ale myśl o tabetyku nie płoszy się już z umysłu Sadowskiego. Już słodka donna i jej biały welon tracą widać moc. Pomimo jej rą-
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/132
Ta strona została skorygowana.