Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

Z coraz czarniejszą rozpaczą rzucił się na poduszki.
— Tak się to kończy, a mogło być dla mnie szczęściem, odtrącającem zmory i straszne widma. Jezu! Jezu! Dlaczego te kobiety nie wiedzą, nie czują, w czem leży ich potęga?

VI.

Nazajutrz pojechał sam do Wiednia. Wymknął się niepostrzeżenie. Był bardzo zgnębiony i zdenerwowany. Jakby jakaś druga postać chodziła za nim krok w krok, potrącała go lekko.
Przytem myśl całą opanowały najczarniejsze przeczucia co do stanu jego zdrowia. Puściwszy cugle mózgowi, nie potrafił opanować ich. Drżąc cały, włóczył się po Kärtnerstrasse i z wysiłkiem przypatrywał się wystawom jubilerskim, odczytywał ceny i odchodził niezdecydowany.
— Nie mogę wydawać dużo pieniędzy — myślał — tabetycy długo żyją, będę może potrzebował jeszcze wiele. Zostać pół-trupem i być w nędzy to byłoby zanadto!
Roześmiał się gorzko; szybko odszedł od wystawy, na której rzędem leżały serduszka, przyozdobione drogimi kamieniami.
— Nie mogę... to nie na moją kieszeń — rozumował dalej — a zresztą, o cóż chodzi właściwie? O pamiątkę, nie o rzecz wartościową. Nawet onaby się obraziła za jakiś cenny prezent.