Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

— No... chwaliłaś kiedyś taką torbeczkę z zegarkiem... więc...
— A!
Ściągnęła brwi i zaczęła iść pośpiesznie w stronę pawilonu.
— Obraziła się — pomyślał — masz djable kaftan! Jeszcze więcej warta, niż myślałem.
Doszli wreszcie do domu i weszli na piętro. Otworzyła drzwi od swego pokoju i rzekła z prostotą:
— Wejdź!
Wszedł za nią i nie wiedział, co począć z tą nieszczęsną torbeczką. Trzymał ją zapakowaną w pudełko, bibułki i owiązaną różową tasiemką.
Dzień był ponury. Woń róż była prawie dusząca w powietrzu.
Ama zdjęła kapelusz i położyła go na komodzie.
Zdawała się chwilę wahać, wreszcie zbliżyła się do wciąż stojącego Sadowskiego.
— No — wyrzekła z całą pieściwą słodyczą — proszę dać już tę torbeczkę. Przyjmuję wyjątkowo. Ale proszę pieniędzy na drobiazgi nie rozrzucać. Gdy już będziemy po ślubie, to ja troszkę cugli skrócę. Troszeczkę. Trzeba będzie plan wytrzymać.
Mówiła słodko, powoli, monotonnie. Śliczny uśmiech igrał dokoła jej ust. Tylko źrenice miała jakby mętne, jakby niespokojne, a ręce