Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/141

Ta strona została skorygowana.
VII.

Maleńki pociąg gwiżdże delikatnie, sapie, porusza się w strudze światła, jak niecierpliwy koń, rwący się do odjazdu.
Pasażerów mało. Ranny pociąg nie ciągnie ku sobie chorych. Wolą popołudniowy. Lecz Sadowski poprostu teraz nerwowo już nie jest w stanie dłużej pozostać w zakładzie. Cały wieczór przebyli razem z Amą.
Ona ciągle słodka, miła, łagodna, snuła się obok niego, rozmawiając o potocznych rzeczach. Tylko ręce ich nie spotkały się ani razu, a na dobranoc z uśmiechem anioła skinęła mu głową i znikła w drzwiach swojego pokoju.
Całą noc Sadowski pakował swoje rzeczy starając się nie myśleć o tej kobiecie, która zaimponowała mu rzeczywiście słodyczą, mocą charakteru. I gdy wczesnym rankiem korytarzowa zastukała dyskretnie i wręczyła mu pudełeczko z torbeczką, zostawioną przez niego w pokoju Amy, doznał dziwnego ściśnienie serca.
— Pani się pyta, jak zdrowie pana i czy pan wie, że już czas na pociąg?
— Proszę podziękować. Czy pani już nie śpi?
— Pani właśnie poszła w stronę kolei.
Sadowski zamknął drzwi i obejrzał się rozpacznie.