Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

Torebkę nieszczęsną wrzucił do kuferka i kuferek zamknął z jakąś dziką pasją.
— Muszę jechać — powtarzał sobie bezustannie, bo czuł, że ciężko mu teraz wyjeżdżać z pawilonu róż.
— Muszę.
Nałożył palto podróżne angielskie i po raz pierwszy nie przejrzał się w lustrze z zadowoleniem.
Zwykle bowiem, ubrany do podróży, wyobrażał sobie, że jest podobny do jakiegoś lorda angielskiego.
— Bo po djabła mówiła o tym ślubie — myślał, rozdzielając pieniądze na kupki. — To dla korytarzowej, to dla numerowego, to dla portjera, to dla strzelca.
I znów wracało, jak refrain:
— Bo po djabła mówiła o tym ślubie.
Wreszcie już znieśli jego dość szykowne, drobne pakuneczki.
Przechodził koło drzwi Amy. Ile razy wykradał się z nich cichutko, jak żak, lękając się spotkać asystenta lub kogo ze służby. Drzwi były zamknięte.
I ciągle ze ściśniętem sercem, powlókł się Sadowski na kolej. Wyszedł boczną furtką, aby uniknąć pożegnań z administracją i przygodnymi znajomymi. Zdawało mu się przecież, że coś za sobą zostawia.