Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

— Ach, śpioszku! śpioszku! — przemówiła z melancholijnym uśmiechem — jakże można się tak spóźnić? Oto już zamykają drzwiczki.
Sadowski ogarnął ją wzrokiem, i jakaś moc sympatji przeogromnej, jakby uśpionej w nim, wybuchnęła w jego spojrzeniu.
— Przyjadę — zaczął bardzo gorąco i bardzo szczerze.
Chciał nawet dodać:
— Jeszcze pomówimy.
Bo w tej chwili był nawet skłonny do jakichś koncesji.
Przed tą anielską słodyczą nie miał siły i prawie kapitulował.
Ale ona przerwała mu i, nie zmieniając wyrazu twarzy, wskazała mu wagon:
— Proszę... wsiadać.
Konduktor przeleciał:
— Wsiadać!
Sadowski pocałował rękę Amy.
— Napiszę!...
Wskoczył do wagonu i zaraz na korytarzu spuścił okienko i wychylił się przez nie. Zdawało mu się, że jakiś wróg, los nikczemny prześladuje ich i każe im się rozłączać, pomimo, że żyć bez siebie nie mogą.
— Napiszę — zaczął znów gorąco.
Ona zbliżyła się do wagonu i podniosła ku niemu swą cudną, dziewiczą twarzyczkę.