Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

Utkwiła oczy w lampy elektryczne i siedziała nieruchoma, jakby zahypnotyzowana.
Mężczyźni przestali się nią interesować.
— Nudna!
— Pozuje!
Ktoś próbował ją usprawiedliwić.
— Nieusposobiona.
Roześmiano się.
— Niech idzie do djabła!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Mówiono to prawie głośno. Ona zdawała się nie słyszeć, być nieobecną wśród nich. Śliczne, ciemne oczy trzymała utkwione w światło elektryczne. Na twarzyczce jej przecie przebijał się powoli jakby wyraz bezmiernego spokoju.
Powoli mężczyźni przestawali interesować się nią zupełnie.
Nie była dla nich odziana tajemnicą, gdyż należała już prawie do każdego z nich kolejno. Ręce więc nie wyciągały się ku niej instynktowo. Patrzyli na nią nasyceni i sceptyczni. Niejednego z nich nawet zawiodła, bo sprośny jej sposób mówienia obiecywał całą serję wyuzdanych praktyk. Tymczasem Stasia w danej chwili była senną, cichą dziewczyniną, obojętną i pełną pogardy. Tego jej nie przebaczano tak łatwo, a różowa harmonja jej młodego ciała nie zdołała przebłagać zawodów tego rodzaju.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .