Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

W kwadrans może sofy opustoszały. Mężczyźni rozchodzili się po pokojach, niektórzy wychodzili cichaczem. Bridge trwał jednak zaciekle i dystyngowanie. W saloniku pozostało tylko dwoje nieruchomych, milczących ludzi.
Staśka i Feluś w smokingu.
Feluś patrzył na dziewczynę tępo i bez zachwytu. Widział ją czasem w stadzie chórzystek, gdzie wyróżniała się zwykle nadzwyczajną fryzurą. Wiedział, że łatwo ją mieć. Chodziło tylko o napisanie kartki i posłanie za kulisy. Dlatego to właśnie nie ubiegał się o nią. Nie szło mu o to, aby wyciągnąć rękę. Odkładał zawsze taki czyn na później.
Dziś jednak był znudzony, i oto Staśka była zaledwie kilka kroków od niego. Ziewając, oderwał wzrok od lampy elektrycznej, na którą także patrzył, i wbił oczy w twarz dziewczyny.
Wydała mu się — żadną. Był tak przesycony kobietami, iż ta jeszcze zdawała mu się ot chlebem, który bierze się odruchowo do ręki przy obiedzie, bo tak być powinno. Troszkę zainteresował go wykrój jej ust bardzo młodych fizycznie, a przecież obciążonych starczym niesmakiem, skrzywieniem charakterystycznem kogoś, kto wiele pogardzał w życiu.
W tej samej chwili dziewczyna wzrok swój opuściła od świateł i powoli skierowała ku niemu.
Skrzyżowali swe spojrzenia i zawiśli wzajemnie w swych źrenicach.