— No, jeszcze-by mi na ciebie starczyło.
Skrzywiła się jeszcze więcej, przeciągnęła i ziewnęła bez ceremonii.
— Która godzina? — rzuciła znowu.
— Druga.
Zaklęła i powstała z miejsca.
— Ja idę.
On powstał mimowiednie także. Podeszła do lustra i zaczęła się nagle przyglądać szczegółowo swej twarzy, jak czemuś zupełnie nowemu.
— Nie, wiecie — wyrzekła nareszcie — między wami to się człowiek starzeje w try miga.
Mimowoli podszedł ku niej.
— Dlaczego?
— Bo jesteście nudni.
— Czemu nas nie zabawisz?
Wyprostowała się z jakąś grandezzą.
— A czemu wy mnie nie bawicie?
Roześmiał się.
— Komik z ciebie.
— Ale!
Pochyliła się, poprawiła klamrę u trzewika, który delikatną, jasną skórką odziewał ślicznie jej stopę. Podniosła wązkie spódniczki i ponad kolanem upewniła podwiązkę. Zarysowała się dość chuda, ale prosta i bajecznie kształtna noga w ażurowej szarej pończoszce. Felek pochylił się.
— No... no... wyżej.
Opuściła ładnym gestem spódniczki.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/20
Ta strona została skorygowana.