dzeniu. Lecz wionęło tu jakąś wilgocią, bo ten parter był wbity w ziemię i grzyb gnił pod podłogą. Świeże dywany dokładały swoją nutę zapachów trocinowych, a nadmiar używanej wody kolońskiej i papierosów dopełniał miary. Staśka natychmiast podeszła do okna i otworzyła je.
— Zaducha! — wyrzekła półgłosem.
Cały czas w dorożce nie mówiła znów nic, bierna i zrezygnowana. Felek wziął ją za rękę mocą nałogu i tak siedzieli w powozie, jakby małżeństwo z konwenansu, a nie ludzie obiecujący sobie bajeczne rozkosze.
Gdy znaleźli się wreszcie w mieszkaniu, znudzeni byli i jakby zdziwieni, co począć mają ze sobą. I znów ominęła ich chwila szczerego odruchu, który byłby wyprowadził ich z błędu i ustawił we właściwem świetle.
Dlaczego grali przed sobą role — oni, którzy właściwie pogardzali sobą wzajemnie i każde z nich sądziło się wyższem ponad drugie? Przecież nie byliby przyznali się do tego, że nie tylko są sobie zupełnie obojętni, ale, co więcej, udawali przed sobą zainteresowanie. On zatroszczył się, czy nie przeziębła, i bez przekonania proponował jej herbaty. W myśli przypominał sobie, czy mieć będzie pięćdziesięciokoronowy papierek. Ona dziękowała za herbatę i sennemi oczyma wodziła dokoła, siląc się na uśmiech i prostując figurkę. Wreszcie, upadła nagle na fotel koło parawanu, otaczającego sofę, na której sypiał Feluś.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/24
Ta strona została skorygowana.