Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

Ziewnęła i pozostała znów milcząca z oczyma utkwionemi w światło. Miała pozory tej, która przeżyła już dawno samą siebie.
Po chwili jednak ocknęła się, jakby podcięta batem. Przeciągnęła się rozkosznie i w ruchu tym uwydatniła kształt ciała. Zwróciła się ku Felusiowi ze słówkiem krótkiem, lecz przedłużonem spojrzeniem.
— No!
Podnieciło go to troszkę. Lecz nie miał ochoty do preliminarji. Zawdzięczył się zato bardzo uprzejmie.
— Rozgość się! — rzucił jej — zaraz wrócę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Znikł za drzwiami w kuchence, przetworzonej dość zręcznie na gabinet toaletowy. Zapalił lampę, ubolewając znów w duchu nad brakiem elektryczności. Zdawało mu się nagle, że posługujący mu stróż nadebrał znów wódki francuskiej, którą Feluś nacierał pracowicie swój tors i ramiona.
— Pijak! mruczał po starokawalersku — pijak! Muszę zacząć zamykać.
Jakiś list, położony na toalecie, zatrzymał go. Było to upomnienie o podatek osobisto-dochodowy.
— „Pod grozą egzekucji do dni czternastu od i t. d.“
Zirytował się.