dziców ich nie stało, lub gdyby okazali się niedostateczną dla tych dzieci opieką — panowie winni jesteście im zastąpić tychże ojców.
Machinalnie prawie Felek oderwał oczy od fotografii i zapytał jakimś zmienionym głosem:
— A ojciec twój — co?
— O! umarł w trzy lata po mojem urodzeniu.
— A matka?
— W dwa lata po nim.
— A!...
Obrzucił ją wzrokiem. Znalazł w niej wszystkie charakterystyczne cechy wykwalifikowanych przygodnych metres. Przepomniał sobie, iż przed chwilą sam bezwiednie nazwał ją w myśli, „śmieciem“...
Pytanie o „opowieść życia“ cofnął szybko jakby instynktem nie chciał tknąć jakiegoś punktu rany, która mogłaby go niemile podrażnić.
Lecz ona natarła:
— No, więc pan mój chrzestny ojciec?
Ten sam instynkt samozachowawczy podał mu do rąk tarczę.
— Co za myśl! Skąd?
— Tak wszyscy mówili.
— Jakże się nazywał?
Wzruszyła ramionami.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/31
Ta strona została skorygowana.