Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

— Tak!
I nic.
— Naturalnie.
Jakiś dumny, jakby jednym krokiem wdarł się na szczyt, wszedł do pokoju.
Staśka znów stała przed fotografją.
— Proszę cię! — wyrzekł.
Spojrzała na niego zdziwiona. Podawał jej pieniądze pańskim, zadowolonym gestem.
— Ale...
— Ach nie! I ja jestem senny. Idź, zarządzę: brat stróża cię odprowadzi. Daleko mieszkasz?
— Kilka ulic.
— Tem lepiej.
Zadzwonił na stróża, z którym miał połączenie. Gdy ten się zjawił, wydał mu rozporządzenie. Przez kilka chwil, które później spędził w przedpokoiku ze Staśką, milczał dostojnie. Ona odzyskała jakoś werwę i humor. Uśmiechała się, ale nie źle i szablonowo, lecz jakoś świeżo i dziecinnie.
Wychodząc wreszcie, podsunęła mu swoje śliczne drobne usta.
— Proszę choć pocałować! — wyrzekła miłym głosikiem.
Lecz on bohatersko ujął jej twarzyczkę w obie ręce.
Tak!...