Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/37

Ta strona została skorygowana.



Z próby wracali we dwoje ulicami, na których wczesny śnieg tajał i mało ludzi się snuło.
Była taka śliczna w swem nowem bolerku, tak ślicznie stawiała drobne nóżki obute w cia sne buciki z świecącego, jak lusterko, lakieru, że nie mógł się oprzeć prośbie:
— Można panią odprowadzadzić?
Nie patrząc na niego, odparła:
— Chodź!...
— Bo...
— Co? czego?
— Może pani przeszkadzam?
— Głupi jesteś.
Głos jej brzmiał trochę twardo, chropowato. I to był jedyny kontrast z jej prześliczną, harmonijną całością. Wszystko w niej było „caca“. Główka drobna (nosiła ją troszkę przekornie na bok przechyloną), złote włosy, ogromne oczy niewyraźnej barwy, usteczka, posmarowane dyskretnie pomadką Dorina, szyjka, bioderka, rączki, nóżki, słowem — całość.