Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

Była bardzo kobieca. Ale to bardzo.
Tylko ten głos i czasem jakieś ukośne, dziwaczne spojrzenie.
Takie jedno drobne spojrzenie...
I cała „anielskość“ brała w łeb, takie się to nagle robiło złe, z zadatkami na coś ohydnego.
Ale to był taki jeden ukośny błysk. A potem znów spokój, dobroć, anielskość, usteczka, jak pączek róży, i taka buzia barokowego aniołka....
Słowem: „caca“.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Dużo kobiet, bardzo dużo, ma takie ukośne błyski i głos trochę chrapliwy. Tylko mężczyźni nie umieją tego pochwycić, nie umieją patrzeć.
A tu trzeba patrzeć nie wprost, ale trochę w bok...
Tak, tak.
Zobaczy się nieraz coś ciekawego.
Ho... ho...
I jak! Tylko trzeba umieć patrzeć.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Raziewicz nie umie patrzeć, nie ma pojęcia. Ciągle na Niutkę patrzy wprost, bo sam już taki jest z rodu. Trochę rubacha, duży, rosły, dobrze wyrośnięty. W teatrze mu nie idzie tęgo, bo kark ma sztywny i jakiś drwiący wyraz ust, który mu się nie wiadomo skąd przy-