Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

— Zrozumiałeś?
— Tak, Niutuś, zrozumiałem... słuchaj... słuchaj...
Całuje ją po rękach.
— Nie całuj, ja jestem potwór, ja nie jestem warta dobrego słowa — ja żyję rzeczywiście strasznie. One mają racyę odwracać się ode mnie. Ja jestem ostatnią z ostatnich! I dlatego chcę umrzeć!..
Aż pociemniały jej ślepki i zacisnęła ręce wokoło szyi Raziewicza
— Chcę umrzeć! — powtarza z energią.
— Nie, posłuchaj tylko...
Ona nic słuchać nie chce. Nie, nie. Chwyciła się moralnie za włosy i tarza w prochu. Na prostą jej duszę oddziałał melodramat francuski w przerażający sposób. Słyszy ciągle: „upadła dziewczyna“... i stosuje to do siebie. Koniak dzielnie dopomaga. Rozżalenie jej wzrasta. Ach! była stworzona na żonę, na matkę, mówi, łamiąc ręce, lecz co? co? Zresztą, nic ona nie winna. To...
Zatrzymała się. Nie wie, na kogo zwalić winę. A więc jakaś... jakaś ciotka, która ją pchała do złego.
I zaczyna się fantastyczna legenda, którą Raziewicz połyka, a chóry anielskie wciąż akompanjują.
— Tak... ciotka... ciotka... I tu bajeczne cyfry, przymusy, Bóg nie wie co.