Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

Raziewicz pięści ściska.
— Ach! stara megera!...
Lecz Niutka staje się anielsko wyrozumiałą.
— Nie potępiaj jej!... prosi, ona także tak była wychowana. Ja wciąż jej pieniądze posyłam.
Raziewicz porywa się i chodzi po pokoju pełen energji.
— Truciznę jej poślij!
— Ach!... Co ty mówisz. To moja bądź co bądź matka.
— Mówiłaś: ciotka..
— No... tak... pomyliłam się!... Ale muszę, muszę...
Raziewicz staje nagle przed nią chmurny i zdecydowany.
— Słuchaj, Niutka... ja cię kocham!...
Niutka objęła kolana rękami i patrzy w przestrzeń.
— Słyszysz?
— Słyszę.
— Kocham cię i, jeśli chcesz, jeśli się poprawisz... to...
Krztusi się, ale wyrzuca:
— Ożenię się z tobą!
Niutka wciąż patrzy w przestrzeń.
— Nie mówisz nic?
— Nie. To niemożliwe.
— Dlaczego?