— Ty jesteś uczciwy, honorowy, a ja...
I znów rozpaczliwe łkania, upadek na poduszki i potok łez.
Raziewicz znów klęczy przy łóżku.
— Ależ... jeśli się poprawisz przez jakiś czas, to ludzie przestaną gadać i zapomną.
— Nie, nie, oni podli — oni nigdy nie zapomną!
— Daję ci na to słowo, że zapomną, a potem, skoro będziesz moją żoną, wara wszystkim! Zobaczysz, to się utrze!...
Niutka leży cicho, patrzy w sufit i widać, że myśli. Wreszcie pyta:
— Taki prawdziwy ślub? z księdzem?
— Naturalnie!
— I nazywałabym się mężatką?
— Tak — najprawdziwszą. Ile jest takich, co przed ślubem, a potem! W arystokracji... daję ci słowo...
— Tak, tak! Mówił mi jeden hrabia...
Wzmianka o „jednym hrabim“ działa na Raziewicza trochę przegnębiająco.
— Musisz się, Niutuś, odzwyczaić od wielu rzeczy — mówi cicho — zapomnieć, wyrzec. Zrozum, cała twoja przeszłość nie istnieje. Teraz będziesz żyła, jak inne kobiety. Cicho, spokojnie, oszczędnie.
— Kiedy ja mam długi.
Raziewicz chwilę milczy, zbity z tropu.
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/53
Ta strona została skorygowana.