Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

Zjemy tu kolację razem. Każ tylko nastawić samowar, a ja cobądź przyniosę.
Niutka jest zachwycona.
— Dobrze... dobrze... To będzie ślicznie! Mamy tu mały stoliczek. Każę Pirlipacie zapalić w piecu. Przesiedzimy cały wieczór razem. Zacznie się rehabilitacja!...
Śmieje się srebrzyście, okręca na pięcie, różowa matinka rozwiewa się dokoła, jak skrzydła.
— Żonka moja!
— Mój mężuś!...
— A powiedz na próbie, żeśmy się zaręczyli. To będzie po nosie tym, co mi się przestali kłaniać.
— Pewnie, że powiem.
Bije trzecia.
— Już trzecia, idę na próbę.
— Jeszcze pocałuj!...
— Ty... jedyna... ty cudzie... ty...
— Dosyć, bo mię udusisz!
— Czekaj cierpliwie...
— A ty przychodź prędko...
Wybiegła za nim na schody, cała różowa, jak zorza.
— Wracaj do pokoju, zaziębisz się! — Upominał ją troskliwie.
Uwiesiła mu się u szyi.
— Ty mój mąż!