Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

grona ożyn. Poza tym wałem zieloności, het daleko na wzgórku, dwór z gankiem i dachem, pokrytym czerwonemi dachówkami. Obok jedna topola roztrzaskana piorunem. Koło piekarenki słychać rąbanie drzewa. Piec dziś będą obwarzanki, starczące na cały tydzień do herbaty wieczornej.
Poza stawem wieś — jak stado grzybów o dachach zczerniałych od promieni słonecznych. Za wsią las — za lasem... kto wie?... Może pole, może inna wieś.
Panienki, jadące na koniach z gałązi lipowych i poganiające te drewniane rumaki szpicrutami z witek leszczyny, nie troszczą się o to, co jest poza lasem. Pędzą teraz galopem, a wiatr włosy i sukienki ich rozwiewa. Jedna z nich, duża, smukła — ot topola młoda — prawie dojrzała i rozwinięta kobieta; druga, mała, malutka, siedmiolatka ledwie, dorastająca do pasa swej starszej siostrze. Biegną jednak razem, trzymając się swych koni zapomocą kunsztownej maszynerji, złożonej z czerwonej harasówki i dzwoneczków, odczepionych od szyi tekturowego królika.
Kapelusz młodszej panienki spadł na plecy i biegnie za nią na pasku wstążki różowej, zsuniętej aż pod brodę. Panienka nie ma czasu się zatrzymywać, bo starsza siostra galopuje wciąż z brzękiem dzwonków po piaskiem zasłanej drodze. Drobnemi nóżkami pędzi „sio-