i urągając konwenansom i wszelkim przepisom przyzwoitego zachowania się, pędzi na swej gałęzi ku kalinie, która jak bukiet purpurowy z pośród zieleni wykwita.
∗
∗ ∗ |
— Złamałaś swego konia?... Jakim spososobem?... pokaż, może się da związać...
I „siostrzyczka“, szczerze zmartwiona, odczepia swoją gałąź, przywiązuje ją do pnia kaliny i zaczyna oglądać złamanego wierzchowca swej siostry.
— Szkoda go! — wyrokuje — choć go złatamy, nie będziesz mogła już na nim jeździć bezpiecznie. Trzeba będzie wystarać się o innego... Chodź w krzaki, może znajdziemy na ziemi coś odpowiedniego.
Idą więc obie siostry w krzaki (blado-liljowe suknie drą się w kawałki), siostrzyczka gorliwie szuka po ziemi odpowiedniej gałęzi.
— Na tym jarmarku niema nic! — wygłasza. — Chodźmy dalej!
Lecz starsza siostra co chwila na dwór spogląda.
— Nie wiesz ty, kto był ten pan, który przejeżdżał przed chwilą?
Siostrzyczka ramionami wzrusza. Co za pytanie? Co ją „ten pan“ obchodzi? Czy dla niej „panowie“ istnieją?... Słońce, lalki papierowe,