Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

ku sobie obie gałęzie, brzęczące dzwonkami, i swoją, i tę drugą, złamaną, którą związała chusteczką do nosa.
Powoli pochyla ku tym fikcjom swe czoło, i oparłszy je na łbach-sękach, patrzy wciąż na dwór, patrzy bezustannie.
Czeka...

II.

— Nie pojedziemy dziś konno?
— Nie.
— O!... Dlaczego?...
Siostrzyczka staje przed fotelem, na którym siedzi jej siostra.
— O! Jadziu choć do kraty!... — prosi, składając opalone ręce.
Lecz Jadzia opiera głowę na dłoni, głowę uczesaną dziś bardzo starannie, z zafryzowaną grzywką nad zachmurzonem czołem.
— Nie, Wańdziu!... Nie mam ochoty!... Głowa mnie boli!
— Już pięć dni nie jeździłyśmy! Konie się zastoją... trzeba je przeprowadzić...
— Przeprowadź je sama!
— Nie... bez ciebie nie mogę, nie umiem!
I siostrzyczka tuli głowę do kolan Jadzi, która gładzi z roztargnieniem jej rozczochrane włosy i patrzy wciąż na drogę, która białą wstęgą ściele się i wije pomiędzy łanami zboża.