ona, „siostrzyczka,“ usiłuje manewrować lalkami, naśladując figury kontredansa? Dlaczego piłki, wolanty, serso, małe, świeżo narodzone koty, obwarzaneczki, moczenie nóg w stawie i wiele innych rozkoszy, które dawniej wybuchy śmiechu z piersi „starszej“ wywoływały — od dwóch tygodni działają rozweselająco jedynie na „siostrzyczkę“ i to warunkowo?
Och! bo siostrzyczka nie umie, nie może się bawić bez swej starszej siostry. Jakkolwiek jest między niemi różnica lat dziesięciu, jednakże gusta ich, upodobania, zabawy są jednakowe. Cały dom napełniają śmiechem i szelestem swych sukni, wiecznie razem — jedna dopełnienie drugiej, „siostrzyczka“ uczepiona u ręki, ramienia, fałd sukni „starszej“ — odziane jednakowo, z włosami rozrzuconymi kaskadą popielato-złotą na ramiona, z aureolą olbrzymich kapeluszów ponad gładkiemi jak marmur czołami. Jadzia, Wańdzia, dwie panienki, uśmiechnięte, wpadające w życie z szumem nieopatrznej młodości, owiane lila muślinami, ze sznurkami świeżej kaliny naokoło szyi, z kolczykami złoto-różowych wiśni, parami uczepionych na maluchnych uszkach. I stosy lalek tekturowych, których losy były snem fantastycznym, wysnuwanym z umysłów tych dwojga dzieci, panowie Powidlańscy we frakach błękitnych, miniaturowe liliputy, wyśmiewane i wyszydzane przez obie panienki...
Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.