Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

rozfryzowaną grzywkę, obciąga bluzkę, odświeża kokardę, zakończającą pasek.
Oczy jej błyszczą, usta się uśmiechają. Powozik zaturkotał już pod gankiem, Jadzia chwyta irchą obciągniętą deseczkę i szlifuje nią różowe, jak blade korale, paznokcie.
Siostrzyczka patrzy na nią zdziwiona; i z lalką tekturową w ręku stoi wciąż koło okna; czekając na dalszy ciąg zabawy.
Tok! Tok!
Wsuwa się siwa głowa starego lokaja.
— Jaśnie pani prosi starszą jaśnie panienkę do salonu...
— Natychmiast przyjdę!
I Jadzia spogląda raz jeszcze w lustro, obciąga bluzkę, poprawia grzywkę i szybko, tanecznym krokiem, biegnie ku drzwiom.
Znika, nie spojrzawszy nawet na siostrzyczkę, nie rzuciwszy jej uśmiechu, spojrzenia...
Zakochani!... Egoiści!...
Wańdzia siada na brzegu szezlążka i zaczyna szybko mrugać powiekami. Ogarnia ją znów ten sam wielki smutek, jak tam, wśród krzaków leszczyny.
Pochyla główkę, lecz nie płacze, tylko kurczy się, maleje jeszcze i siedzi tak, jak sierotka moralna, nagle zapomniana podczas jakiejś familijnej uroczystości.
Szafirowe oczy utkwiła we drzwi, za któremi znikła jej siostra, szafirowe oczy z pod