Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

— Och! — jęczy Wańdzia — mama nasza nas więcej kocha, niż ciocię marszałkową...
— Nie bój się, ja ciebie będę więcej kochała.
— Nie będziesz się ze mną bawiła!...
— Owszem, będę się bawiła, skoro z mężem w odwiedziny przyjadę.
Wańdzia uspokaja się cokolwiek, lecz Jadzia wpada na nieszczęśliwy pomysł wyprowadzenia na scenę swego narzeczonego.
— W dodatku — mówi z uśmiechem — pan Siennicki będzie cię kochał tak, jakby był twoim bratem. Będziesz i dla niego siostrzyczką...
Wańdzia odskakuje od kolan Jadzi.
Wygląda w tej chwili jak małe lwiątko. Potrząsa grzywą, złote włosy rozleciały się dokoła jej zapuchłej od płaczu buzi. Wyciąga ręce, jakby odpychała od siebie cisnącego się gwałtem do niej natręta.
— Siostrzyczką? — woła — jego siostrzyczką? Nigdy! Nigdy!... Ja jestem dla niego obca! Obca!... Ja go nienawidzę! nienawidzę!...
Płacząc konwulsyjnie, rzuca się na szezlong i ręce topi w masie włosów.
Jadzia wobec tej rozpaczy czuje się smutną i nieszczęśliwą.
Czyż zawsze swe szczęście trzeba opłacać nieszczęściem drugiego, choćby tak małego serduszka?