Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/9

Ta strona została skorygowana.



Orliński obejrzał się zniecierpliwiony. Stanowczo za dużo zaprosił gości. Teraz nie wiedział co z nimi zrobić. Wypełniali bezczynną nudą jego trzy kawalerskie pokoje. Rozkładali się bryłami cielsk, opiętych w ciemne stroje, na szerokich, wysiedzianych sofach aksamitnych. Mieli pozór tych, którzy na coś czekają w tych brutalnych blaskach lampek elektrycznych, świecących głupio z wnętrz mlecznych falbanek lamp.
— Stanowczo za dużo!
Uśmiechnął się wszakże do nich z poza karcianego stolika.
— Ich wina. Dlaczego wszyscy nie łupią w karty... Jedni ze skąpstwa, drudzy niby z filozofji... głupcy!
Uśmiechał się ciągle elegancko ładnie zarysowanemi usty, wygolony i bardzo sportowy.
— Coś przecież muszę z nimi zrobić!
W kącie, pod makatą buczacką, na której rozpięły się jakieś podejrzane jatagany, dwóch coś cicho szeptało. Jeden z nich był w smokingu i widać było po zarysie ciała, ułożonego niedbale