Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

wadziła — dodaje, jakby w formie usprawiedliwienia się ze swego natręctwa.

IV.

Październik.
Więc niby jesień, a przecież prawie lato. Aż się srebrzy w powietrzu od białych nici, i niebo błękitne, choć z żółtawym odcieniem, i drzewa jeszcze liści się wszystkich nie pozbyły, choć spora ich garść na ziemi leży.
W kapliczce, stojącej na końcu ogrodu, w kapliczce drewnianej, małej, malowanej szaro, z wielkim obrazem Najświętszej Panny Ostrobramskiej w ołtarzu, zapalono mnóstwo świec i nawieszono girland z choiny tyle, iż zapach żywicy płynie szeroko, aż z otwartych okienek, w górę, ku niebu.
Nie tylko bo zieleń choiny ustroiła ściany, ale całe pęki astrów liljowych, żółtych, białych, astrów jak gwiazdy różnobarwne, o płatkach rozstrzępionych, nakształt migających promieni.
I cała ścieżka od dworu, którą iść będą państwo młodzi, zarzucona jest płatkami tych kwiatów, różowych i białych, zaśnieżona poprostu kwieciem, po którem zda się przemknął odblask jutrzenki.
We dworze okna otwarte naroścież, na ganku pod słupami, umajonymi festonami zie-