Strona:Gabriela Zapolska - Staśka.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

Wysuwa się ze swego kącika i przysuwa się do panny młodej, która szlochając wciąga rękawiczki.
— Jadziu!... — zaczyna „siostrzyczka.“
Na ten głos żałosny Jadzia rzuca rękawiczki i chwyta Wańdzię w objęcia.
Całują się i płaczą.
Płaczą i całują się obie, mocząc welon iluzjowy, który się im pod ustami plącze.
Nareszcie Wańdzia wykrztusiła wśród łez:
— Jadziu!... nie żeń się, kiedy nie chcesz!... Zostań ze mną, jak dawniej!... nie żeń się!... moja złota!
Jadzia stawia na ziemi siostrzyczkę i uśmiecha się do niej wśród łez.
— Ach!... ty głuptasku!... — mówi, kiwając głową, strojną w śnieżnych kwiatów koronę.


∗                    ∗

I nie tylko Jadzia „ożeniła się“, ale jeszcze siostrzyczka musiała pod rękę poprowadzić znienawidzonego przez nią pana młodego przez cały ogród, od ganku aż do kaplicy, do samego ołtarza. Idąc po delikatnych płatkach astrów, patrzyła przez łzy na plecy siostry, która szła przed nią, prowadzona przez dwóch „Powidlańskich,“ z głową pochyloną, jak jagnię na rzeź wleczone. Pan młody przeciwnie; wesoły, uśmiechnięty, w nowiutkim garniturze frakowym, był